Praca czy dom

Napisane przez: Violetta Nowacka | Dnia: 22.04.2012

Sukces w pracy i szczęśliwe macierzyństwo to marzenia prawie każdej kobiety. Wprawdzie niełatwe do pogodzenia, ale dlaczego nie próbować?

Jeszcze dwadzieścia lat temu młode kobiety nie znały tego dylematu. Mało kto miał szansę na wielką karierę, duże pieniądze i błyskotliwe awanse w międzynarodowych firmach. Wchodzącym w dorosłe życie dziewczynom pozostawała właściwie tylko jedna droga: wyjść za mąż, urodzić dzieci i opiekować się domem. Ale czasy się zmieniły. Pytanie „kariera czy dziecko?” nurtuje prawie każdą dwudziestolatkę, która świadomie planuje swoją przyszłość. Kiedy zdecydować się na macierzyństwo i jak pokierować swoim życiem zawodowym, by nie ucierpiało ani jedno, ani drugie?

Przyszłe matki podczas rozważania „za” i „przeciw” powinny wziąć pod uwagę jedno: nie można jednocześnie mieć ciastka i zjeść ciastka. Model „kariera + dziecko” jest najgorszym z możliwych zarówno dla malucha, jak i dla matki. Bo kariera przez duże „K” jest bezwzględna i zaborcza. Żąda wyrzeczeń i nie zostawia miejsca na wychowanie niemowlaka. Zawodowy sukces trzeba przecież okupić nadgodzinami, pracami zleconymi i zwiększoną kreatywnością. Kobiety próbujące w napięty grafik upchnąć jeszcze wychowanie pociechy, prędzej czy później staną przed wyborem: wyjazd na ważną delegację czy pielęgnowanie chorego synka? Coś ucierpi na pewno. Aby uniknąć takich drastycznych sytuacji lepiej zawczasu odpowiedzieć sobie na parę pytań. Co jest dla nas w życiu ważne? Jak wyobrażamy sobie siebie za dziesięć lat – jako szczęśliwą matkę czy dynamiczną bizneswomen? O czym marzymy – o ciepłym domu i rodzinie czy wielkich pieniądzach? Z czego byłybyśmy w stanie zrezygnować zupełnie, a z czego tylko trochę? Taka poważna rozmowa z samą sobą powinna ci uświadomić co najmniej trzy rzeczy – czy w ogóle chcesz być matką, czy chcesz zrobić karierę i (jeśli odpowiedzi w obydwu przypadkach są twierdzące) w jakiej kolejności zrealizujesz swoje plany.

Psychologowie rodzinni, jak i analitycy rynku pracy są zgodni. Najlepiej, by młode kobiety wybierały jeden z dwóch modeli wejścia na rynek pracy. Bardzo wcześnie, jeszcze na studiach lub w szkole, bo wtedy mogą się poświęcić karierze i przez kilka lat dorobić pozycji, która pozwoli im na „bezstresowe” zajście w ciążę. Lub późno, po urodzeniu dzieci i odchowaniu ich na tyle, by w spokoju skupić się na zawodowych obowiązkach. Obydwa modele mają zalety, ale nie są też wolne od wad.

– Dzieci? Jeszcze nie teraz. Wprawdzie mąż coraz częściej wspomina o maleństwie, ale je właśnie awansowałam. Szykują się zagraniczne podróże. Kto wie, może nawet kontrakt? Prywatnie nigdy nie będzie mnie stać na zwiedzenie świata – mówi Dorota, 27-latka, specjalistka od zadań strategicznych w dużej firmie. Na odwlekanie macierzyństwa decydujemy się coraz częściej. Dowodem są statystyki. Na początku lat 90. swoje pierwsze dziecko rodziło dwa razy więcej 20-24-latek niż dzisiaj. I trudno się temu dziwić. Dziewczyny boją się przede wszystkim utraty pracy i tego, że jako młode matki nie znajdą posady (w przeciwieństwie do młodych ojców, którzy są traktowani przez pracodawców jako bardziej odpowiedzialni od kawalerów). Dwudziestokilkuletniej kobiecie na ogół trudno jest o jakiekolwiek stałe zatrudnienie gwarantujące płatny urlop macierzyński. Umowa na czas nieokreślony, na dodatek w dobrej firmie i z niezłą pensją to prawdziwy skarb. A o skarb trzeba dbać. „Nie po to pokonałam sto konkurentek do tej posady, żeby teraz zachodzić w ciążę” – myślą dziewczyny. Boją się, że urlop wychowawczy może być dla nieuczciwego pracodawcy pretekstem do ich zwolnienia. Firma obcina koszty, robi redukcję stanowisk, przyjmuje nowych i bardziej dyspozycyjnych pracowników albo w ostateczności zmusza młodą matkę do wcześniejszego powrotu. Takie wieści z rynku pracy słyszy się przecież codziennie. Dziecko to spore ryzyko wypadnięcia poza jego nawias.

Drugą ważną przyczyną odwlekania macierzyństwa bywają finanse. Do spłacenia kredyt na mieszkanie i samochód, rata na telewizor, czesne za wieczorowe studia. „A jak jeszcze mąż straci pracę?” – zastanawiają się dziewczyny i szybko dochodzą do wniosku, że na dziecko po prostu je jeszcze nie stać. Najpierw chcą znaleźć lepszą pracę albo przynajmniej wygrzebać się z zobowiązań wobec banku. Żeby starczyło nie tylko na śpioszki i pieluchy, ale i nowy ciuch czy bilety do kina. To trwa.

Późne macierzyństwo wybierają jednak także kobiety, które nie muszą się martwić o spłatę kredytów, bo świetnie zarabiają. Nie boją się również o to, że wylądują na bezrobociu, bo same założyły świetnie prosperujące firmy. A jednak zwlekają z decyzją o dziecku. Dlaczego? Bo mają wielki apetyt na życie bez zobowiązań. Ich kariera rozwija się świetnie i w końcu mogą odcinać kupony od kilku lat ciężkiej pracy. Mogą tak po prostu wsiąść w samochód i pojechać od Paryża albo całą sobotnią noc spędzić w modnym klubie czy dyskotece. Mogą też zmieniać partnerów bez zastanawiania się, jakimi będą ojcami, mogą skakać ze spadochronem, wyjeżdżać na długie wakacje na egzotyczne wyspy, wydawać całą pensję na kosmetyki. Po prostu mogą robić co chcą. „Strasznie trudno z tego wszystkiego zrezygnować i zakopać się na pół roku w pieluchy” – twierdzi 30-letnia Monika, właścicielka salonu piękności.

Zwlekanie z decyzją o dziecku ma swoje dobre i złe strony. Dobre, bo rzeczywiście może się udać znaleźć świetną pracę i wyrozumiałego szefa, spłacić kredyty, oszczędzić trochę pieniędzy i zrealizować marzenia o podróży do Indii. Jeśli kobieta jest w 100 proc. zdecydowana i gotowa na dziecko; niczego nie żałuje i niczego się nie boi, jej macierzyństwo jest pełniejsze. Złe, bo w pogoni za nieuchwytnym można przegapić swoje pięć minut na zostanie matką. Najlepiej zamiast ciągle mówić „pomyślę o tym jutro”, wyznaczyć sobie konkretne terminy na realizację zamierzeń. Ciąży nie da się przecież odkładać w nieskończoność!

– Kończyłam szkołę, gdy okazało się, że jestem w ciąży! Świat zawalił mi się na głowę. Najpierw miałam znaleźć pracę, wynająć samodzielne mieszkanie. Ale mój chłopak świetnie zarabiał. Wzięliśmy ślub, urodził się Krzyś. Dziś chodzi do przedszkola, a ja cieszę się, że nie biegam, jak koleżanki, z obłędem w oczach próbując ściągnąć sobie pokarm i wypełnić faktury – mówi Dagmara, 23-latka, urzędniczka. Drugi model, czyli wczesne macierzyństwo, wybierany jest na ogół przez dziewczyny, które mogą liczyć na finansową pomoc męża lub rodziców. Tylko one mogą powiedzieć sobie, że „praca nie zając i nie ucieknie”. Wejście na rynek dwa, trzy lata później od rówieśniczek może być dla nich trochę frustrujące. Bez doświadczenia zajmują bowiem niższe, więc i gorzej płatne stanowiska. Jednak szybko okazuje się, że ich sytuacja nie jest najgorsza. Kiedy ciężarne rówieśniczki przeżywają dylematy związane z odejściem na urlop wychowawczy, one są już dyspozycyjne i gotowe do sporych poświęceń wobec kariery, bo kilkuletnie dzieci nie wymagają od nich całodobowej obecności. Ostatecznie więc, nawet bardzo wczesna nieplanowana ciąża (która początkowo wydawała się dramatem), okazuje się niezłym zrządzeniem losu. Kiedy dziecko idzie do przedszkola, młode matki przeżywają drugą młodość. Mogą znowu brać z życia pełnymi garściami i snuć dalekosiężne plany, wychodzić na plotki z przyjaciółkami i wyjeżdżać na zagraniczne wakacje. Jest jednak i wada tego rozwiązania. Kiedy przyjaciele włóczyli się pubach, one siedziały z niemowlakami przy piersiach myśląc „kiedyś to jeszcze sobie odbiję”. Teraz w końcu mogą wszystko sobie odbić, ale szaleć… nie ma z kim, bo wszyscy wokół właśnie pozakładali rodziny i pielęgnują dzieci.

Czasem los potrafi kpić nawet z najdokładniejszych planów. Może się okazać, że rozważania nad pierwszym i drugim modelem godzenia macierzyństwa z karierą zdadzą się na nic. Na przykład zdecydowałaś, że najpierw kariera, a tu nagle, w najmniej oczekiwanym momencie zachodzisz w ciążę. Albo odwrotnie. Wybrałaś macierzyństwo, bo i tak nie mogłaś znaleźć pracy i tuż po narodzinach maleństwa otrzymujesz ofertę życia. Głowa do góry! Choć prawie połowa kobiet uznaje godzenie obowiązków zawodowych i rodzinnych za trudne, to tylko dwie na sto twierdzą, że jest to niemożliwe.

Czy można więc być dobrą mamą i super pracownikiem? – Oczywiście! – twierdzi Barbara, księgowa, mama rocznej Anielki. – Trzeba tylko zdać sobie sprawę z tego, że praca i kariera to nie to samo. Macierzyństwo przez pierwsze lata życia dziecka wyklucza tylko tę drugą, bezwzględną i zaborczą. Pracować można, a nawet trzeba, gdy, jak ja, ma się możliwości wykonywania części obowiązków w domu. Nie traci na tym ani dziecko, ani domowy budżet – mówi. Magda, mama trzyletniego Patryka i pięcioletniego Rafała radzi z kolei, by dokładnie rozgraniczać te dwie sfery życia: – W domu jestem mamą, w pracy pracownikiem. Tylko przy takim nastawieniu mają ze mnie pożytek zarówno dzieci, jak i szef – twierdzi. Patrycja, zmuszona do przerwania urlopu wychowawczego z obawą wracała do firmy. – Bałam się, że będę miała ciągłe wyrzuty sumienia, że dziecko siedzi z opiekunką albo że jestem za mało sumienna. Okazało się, że to była dobra decyzja. Wracam zmęczona, ale stęskniona za Kacprem. Bawię się z nim więcej niż wtedy, gdy siedziałam w domu. W pracy też idzie mi nieźle. Uwierzyłam w siebie. Chyba lepiej, by dziecko miało mamę szczęśliwą i zrealizowaną niż znudzoną i rozmemłaną.

Godzenie pracy zawodowej z macierzyństwem wymaga niemal perfekcyjnej organizacji życia. Inaczej w szalonym kołowrotku łatwo stracić zdrowe zmysły. Koniecznie trzeba mieć na kogo liczyć. Najlepiej, gdy jest to dobry partner lub mąż, który wyratuje z tzw. sytuacji awaryjnej lub po prostu pomoże w obowiąkach i wesprze na duchu. Przy pracy na pełen etat niezbędna jest zaufana opiekunka, babcia albo sąsiadka, która zajęłaby się dzieckiem do czasu naszego powrotu. Konieczny jest też wyrozumiały szef, który pozwoliłby na wykonywanie części pracy w domu i, jak trzeba, przymknąłby oko na wcześniejsze urwanie się z biura. No i trzecia, ale wcale nie najmniej istotna rzecz – wiara w siebie. Bez niej na pewno nie uda się pogodzić tych dwóch życiowych ról.

Konsultacje

Zespół psychologów i terapeutów dla dzieci, młodzieży i dorosłych zaprasza na konsultacje. Nasi psychologowie prowadzą zarówno terapię indywidualną, jak i terapię dla par oraz rodzin. Pomoc psychologiczna to nasza pasja, a nasz zespół terapeutów został stworzony po to, by pomagać ludziom na jak najszerszą skalę. Jeżeli poszukujesz dobrych specjalistów, którzy w fachowy sposób udzielą Ci wsparcia, skontaktuj się z naszym gabinetem psychologicznym w Poznaniu. Formę terapii oraz metody pracy dostosowujemy indywidualnie do potrzeb i zasobów klienta. Przyjazna psychologia to nasza wizytówka. Pomagamy także on-line.

Pomagamy także ON-LINE

Nie musisz wychodzić z domu, aby rozwiązać swoje problemy. Kontakt ON-LINE to bardzo praktyczna forma spotkań, zwłaszcza, jeśli nie mieszkasz w Poznaniu. Zapraszamy na terapię on-line lub spotkania telefoniczne.

Spotify logo
Facebook
Contact
SELF Przyjazne Terapie