Nadopiekuńczość w związku

Napisane przez: Violetta Nowacka | Dnia: 07.02.2015

Troska i opiekuńczość to wspaniałe cechy. Większość z nas odczuwa naturalny instynkt otaczania ukochane osoby miłością. Jesteśmy bardziej opiekuńcze od mężczyzn, bo jest to związane z odwieczną rolą wychowywania potomstwa i pilnowania domowego ogniska. Czasem jednak potrzeba służenia pomocą wymyka się spod kontroli i gotowość do jej niesienia zaczyna być uciążliwa dla najbliższych. Kiedy jedynym sensem życia staje się odgadywanie i spełnianie potrzeb męża, tracimy swoją osobowość i stajemy się jedynie jego „echem”.


Troska zamienia się w nadwrażliwość i nadopiekuńczość- bez przerwy zamartwiamy się i zamęczamy czarnymi scenariuszami, w których jedynym zbawcą jesteśmy my same. On zaczyna się dusić, bo twoja wszechobecność podcina mu skrzydła. Zamiast cię szanować i cenić- unika kontaktu, a nawet się złości. Bywa tak, że nadopiekuńczość przybiera heroiczną postać: wyręczamy męża we wszystkim i pracujemy za dwoje. W ten sposób wychowujemy sobie egoistę i czujemy się przygniecione ciężarem obowiązków. Do tego dochodzi żal, że on nie tylko nie docenia naszych poświęceń, ale nawet jest nimi zmęczony. Zamiast cieszyć się z życia, stajemy się ofiarami własnej miłości. Jak zatrzymać to błędne koło?


Ilona


Staram się, jak mogę ułatwiać Darkowi życie.
Wychowałam się w tradycyjnej, katolickiej rodzinie. Tata był zawsze na pierwszym miejscu, a mama całe życie poświęciła jemu i nam, córkom. Byłam szczęśliwym dzieckiem, bo mama miała dla mnie zawsze mnóstwo czasu i serca. Przepysznie gotowała i nigdy na nic się nie skarżyła. O takiej rodzinie marzyłam, kiedy wychodziłam za mąż. Czułam się na siłach, by kochać równie mocno jak moja mama. Po niej odziedziczyłam pracowitość, skromność, wytrwałość. Zawsze uważałam, że poświęcanie się dla innych jest wielką zaletą. Ale przekonałam się, że mój mąż jest innego zdania. Od lat codziennie gotuję dwudaniowe obiady, choć pracuję zawodowo. Wyręczam w załatwianiu różnych spraw kosztem czasu dla siebie. Prawie nie spotykam się ze znajomymi, żeby w domu było wszystko jak należy. Ostatnio, kiedy się upił, powiedział mi, że czuje się ubezwłasnowolniony, że traktuję go jak chłopca, a nie mężczyznę, a koledzy w pracy śmieją się z niego, że jest pantoflarzem. „Na trzeźwo nigdy bym ci tego nie powiedział, bo wiem, że robisz to z miłości. Chciałbym mieć w tobie partnerkę, a nie gosposię i sprzątaczkę”- wyznał.  To mną wstrząsnęło. Poczułam okropny żal, jakby zawalił się cały świat. Przecież to wszystko robię dla niego, dla naszej miłości. Im bardziej się staram, tym bardziej jest niezadowolony. Zupełnie nie rozumiem tej niewdzięczności. Faceci moich koleżanek muszą pracować w domu, a on ma wszystko podane i wyprane. Wstaję wcześniej od niego, żeby mu uszykować kanapki do pracy, biorę na siebie większość zadań, bo chcę, by miał we mnie oparcie. Jestem wystarczająco silna, by udowadniać mu, jak bardzo go kocham. Czy ciężar tych uczuć jest aż tak trudny do zniesienia? Czy on zupełnie nie ma serca?

 
Darek:


Moja żona zawsze mnie poprawia.
Bardzo cenię samodzielność i własne zdanie. Ale moja żona bez przerwy próbuje zdominować każdy mój ruch. Bierze na siebie masę domowych obowiązków, choć wcale jej do tego nie zmuszam. Potem narzeka, że jest zmęczona i pada z nóg. Wtrąca się w moją pracę, doradza, poucza. Ma wybujałą fantazję i wciąż się o coś martwi. Oferuje pomoc, by zapobiec pewnej katastrofie. A ja jestem takim optymistą. Raczej byłem. To prawda, jest bardzo opiekuńcza, dba o mój żołądek i o czysty dom, ale zawsze, gdy wychodzę z jakąś propozycją, ma sto pomysłów jak je udoskonalić i pierwsza rzuca się w wir realizacji. Kiedy zarezerwowałem świetną wycieczkę do Grecji, znalazła dwie tańsze, równie atrakcyjne oferty. Jeszcze domagała się pochwały, że taka zaradna. A ja byłem wściekły, bo w końcu chciałem coś sam zorganizować, wykazać się jako głowa rodziny. Niestety, mam małe pole do popisu. Ona wciąż wisi mi na ramieniu (w sensie dosłownym także.) Kiedy przychodzą goście, ciągle biega koło mnie, wygładza koszulę, poprawia klapy marynarki, strzepuje niewidzialne oprószki.  Zwraca się do mnie nienaturalnym, pieszczotliwym tonem. Nawet jedzenia nie mogę sobie położyć sam na talerz, „bo się pobrudzę”. Czuję się z nią jak z matką, a nie z żoną. Nie mogę złapać oddechu, duszę się. Jest zawsze tam gdzie ja, a jeśli traci mnie z oczu, dzwoni. Nie wiem, czy ta jej miłość nie wyjdzie mi wkrótce bokiem. Ona nie rozumie, że chcę sam podejmować za siebie decyzje, poczuć się mężczyzną, a nie chłopcem. W dodatku podobnie postępuje wobec dziecka. Martwię się, że wyrośnie z niego niezaradny życiowo egoista…


Komentarz:
Nadopiekuńcze kobiety pamiętają podobny wzorzec zachowań własnej matki. Powtarzają to, czego się nauczyły jako małe dzieci, obserwując życie własnych rodziców. Mówiono im: „grzeczne dziewczynki pomagają innym, nigdy niczego nie odmawiają.”, albo „to bardzo nieładnie tak o coś prosić. Jesteś egoistką. Skromność to wielka cnota”. Być może nie doświadczyły miłości rodziców, pochodziły z rodzin rozbitych lub konfliktowych, były zaniedbywane emocjonalnie.


Jako dorosłe kobiety uzależniają się emocjonalnie od mężów i dzieci. Skrzętnie ukrywają swoje zalety, z zażenowaniem słuchają komplementów i mają poczucie winy, kiedy chcą czegoś dla siebie. Wolą więc dawać. Na usługach innych czują się „fair”. Kiedy dają, stają się „dobrym, porządnym człowiekiem”. Przecież takich ludzi darzy się sympatią, uznaniem, miłością. Poświęcają się po to, by być doceniane, nawet za cenę własnych marzeń i przyjemności.  Usłużną postawą chcą zasłużyć na miłość. W dawaniu znajdują sens swojego życia.


Nadopiekuńcza żona ma jednak ukryty, często nieuświadomiony cel- potrzebę kontrolowania mężczyzny. Korzyścią z niego płynącą jest uzależnienie go od siebie. Wie wszystko o nim- czego potrzebuje, co go cieszy, martwi, czego się spodziewa i obawia. Satysfakcję sprawia jej bezradność partnera w najprostszych codziennych sprawach. Dodaje jej to poczucia ważności i „bycia niezastąpioną”. W ten sposób szuka potwierdzenia własnych kompetencji, zdolności i to ją dowartościowuje. Jednak o własnych potrzebach nie wie nic. No i przede wszystkim- ogranicza wolę najbliższych. Jeśli robi to konsekwentnie- jest odbierana nie jako osoba pomocna, lecz domowy tyran.


Jak postępować, by nie zamęczać swoją miłością?

  • Słuchaj, co mówi osoba, nad którą roztaczasz opiekę. Jeśli odmawia trzy razy z rzędu „Nie, dziękuję, naprawdę nie potrzebuję, sam dam sobie radę”, to znak, że chcesz uszczęśliwiać na siłę. Pamiętaj: przysłowie „zagłaskać kotka na śmierć” nie wzięło się znikąd.
  • Jeśli pierwszą myślą, która przychodzi ci do głowy, jest wyobrażenie sobie czegoś negatywnego (na pewno się przeziębi, nie da sobie rady, będzie głodny, itp.), to zanim pospieszysz ze swoją ofiarnością, wymyśl pozytywny scenariusz, np. jak by postąpił, gdyby ciebie nie było (jak to się odbywało w przeszłości, kiedy jeszcze ciebie nie znał).
  • ucz się rozpoznawać swoje emocje- zarówno te dobre, jak i złe. Nie duś w sobie złości, czy żalu. Masz prawo do przeżywania i wyrażania wszystkich uczuć bez wyjątku.
  • Sprawiaj sobie małe przyjemności (samotny spacer, drobny kosmetyk, wyjazd z koleżanką). Znajduj czas tylko dla siebie.
  • Szukaj rozrywek na własną rękę, rozwijaj własne zainteresowania i hobby. Zajmij się pracą, inwestuj w siebie.
  • Nie masz obowiązku zawsze i wszędzie służyć pomocą. Może na początku będziesz czuć się nieswojo, ale wkrótce będziesz dumna z tego, że ktoś szanuje twoje granice i liczy się z twoim zdaniem.

Dorota 44
Mój mąż przez dwadzieścia lat wykorzystywał mnie na wszystkie możliwe sposoby: pracowałam na dwa etaty, zajmowałam się domem, dziećmi, jego problemami. W dodatku, on mnie wcale nie szanował, nigdy nie doceniał, a nawet poniżał przy obcych. A ja potulnie mu służyłam i nie przyjmowałam do wiadomości, że sama wychowałam sobie takiego egoistę. Powtarzałam sobie, ze go kocham i chciałam zasłużyć na jego miłość. Bałam się, że odejdzie, znajdzie sobie młodszą, ładniejszą. Tak bardzo w siebie nie wierzyłam. Chciałam być z nim za wszelką cenę, żeby tylko był zadowolony. Poświęcałam się i nigdy nie narzekałam. Zapomniałam, kim jestem, i czego pragnę od życia. Nie miałam nawet własnych marzeń, ani planów. Olśnienie przyszło, gdy mnie zostawił. „A więc to wszystko na nic”- pomyślałam. Przeżyłam czarną rozpacz, depresję, a potem odrodzenie na warsztatach psychologicznych wraz z grupą kobiet po podobnych przejściach. Dziś wiem, jak ważne jest szanować siebie, domagać się swoich praw w związku, stawiać granice i brać. No i mieć własne życie, zainteresowania, cele. Mój kolejny związek jest o wiele bogatszy i mądrzejszy. Nie jestem ślepo wpatrzona w mężczyznę. A on szanuje mnie sto razy bardziej, niż były mąż.
 
Izabela
Całe życie dotkliwie odczuwałam samotność, nawet w dzieciństwie. Mama zostawiała mnie samą na cały dzień i nigdy nie wiedziałam, kiedy i czy w ogóle wróci. Bałam się. Obiecałam sobie, że kiedy założę rodzinę, już nigdy nie będę się tak czuć- wystraszona i samotna. Na męża przelałam całą troskę i czułość, jakiej zabrakło mi w dzieciństwie. Chciałam, by ją odwzajemniał. Ale on wciąż mi powtarzał, że nie potrzebuje aż tyle opieki, że potrafi sobie radzić sam. Z czasem moje oddanie zaczęło go męczyć, a w końcu- irytować. Czułam się oszukana. „Zajmij się czymś, znajdź koleżanki, przestań ciągle do mnie dzwonić”. Myślałam, że kogoś ma, sprawdzałam go, co jeszcze bardziej doprowadzało go do szału. Nie wytrzymałam tego piekła i odeszłam. Trafiłam na mężczyznę, który chciał dawać więcej ode mnie. To mnie zaskoczyło. Nie byłam przyzwyczajona. Nauczył mnie , że nie trzeba czuć się winnym, kiedy się myśli o sobie. Że otrzymywanie to całkiem przyjemna sprawa. Teraz mam o wiele mniej obowiązków i bardzo mnie to cieszy.

 
Violetta Nowacka

Konsultacje

Zespół psychologów i terapeutów dla dzieci, młodzieży i dorosłych zaprasza na konsultacje. Nasi psychologowie prowadzą zarówno terapię indywidualną, jak i terapię dla par oraz rodzin. Pomoc psychologiczna to nasza pasja, a nasz zespół terapeutów został stworzony po to, by pomagać ludziom na jak najszerszą skalę. Jeżeli poszukujesz dobrych specjalistów, którzy w fachowy sposób udzielą Ci wsparcia, skontaktuj się z naszym gabinetem psychologicznym w Poznaniu. Formę terapii oraz metody pracy dostosowujemy indywidualnie do potrzeb i zasobów klienta. Przyjazna psychologia to nasza wizytówka. Pomagamy także on-line.

Pomagamy także ON-LINE

Nie musisz wychodzić z domu, aby rozwiązać swoje problemy. Kontakt ON-LINE to bardzo praktyczna forma spotkań, zwłaszcza, jeśli nie mieszkasz w Poznaniu. Zapraszamy na terapię on-line lub spotkania telefoniczne.

Spotify logo
Facebook
Contact
SELF Przyjazne Terapie