Porno

Napisane przez: Violetta Nowacka | Dnia: 30.01.2015

Problem puchnie, gdy nie mówi się o nim głośno. A z pornografią jest jak z pieniędzmi – dżentelmeni o niej milczą. Jeśli porno podoba się kobietom, raczej trzymają to w ukryciu. Kiedy przyłapią na nim swoich mężczyzn – jest im przykro i gubią się w domysłach: skoro mąż ogląda TAKIE filmy, czy to już zdrada, czy ja mu nie wystarczam? A jeśli sama szukam pornografii w Internecie – czy jestem niewierna partnerowi z realu? Porozmawiajmy o tym.

Czemu on (mi) to robi?

Maj, dwa lata temu. Kamila wraca do domu wcześniej niż zwykle, rzuca na fotel żakiet, torebkę, szybko włącza laptop. Przed piętnastą musi zrobić przelew, żeby nie spóźnić się z ratą kredytu za mieszkanie. Cholera! Słaba bateria, a ona zostawiła ładowarkę w samochodzie. Trudno, skorzysta z komputera Piotra. Siada przy jego biurku, zapala ekran. Szuka na pulpicie skrótu do strony banku. Nagle Kamila zamiera. Jedna z ikon ma napis: „adult film”. Niżej druga, podobna, w kilku następnych jest słowo:” porn”… Kamila czuje, jak krew napływa jej do twarzy. Otwiera pierwszy plik, drugi, rozwija kolejne linki. Drżą jej palce. Wchodzi w historię przeglądanych stron. Działa nerwowo, jeszcze nie wierzy: Piotr?!

Kamila:
– Byliśmy wtedy małżeństwem z czteroletnim stażem i udanym seksem. To znaczy, ja tak myślałam. Wiedziałam, że Piotr oglądał kiedyś pisma erotyczne, ale wychodziłam z założenia, że to normalne. Po ślubie zapomniałam o sprawie, sądziłam, że skoro on ma mnie… Bezwzględnie wierzyłam, że jestem jedyna – przecież Piotr dawał mi tego dowody, kupował kwiaty, prezenty, wciąż podkreślał, jak bardzo mnie kocha, potrzebuje… Był  zazdrosny, a o seks zabiegał każdej nocy – pięknie, romantycznie. Czułam, że go podniecam.

Sylwester, dwa lata temu. Kamila i Piotr razem pod prysznicem. Przy łóżku czeka butelka szampana. On wychodzi z łazienki pierwszy. Kamila wyciera włosy, wybiera perfumy, pończochy, naciera ciało perłowym balsamem. Szpilki zostały w pokoju, wróci po nie. Otwiera drzwi, szuka wzrokiem męża. Nie ma go w sypialni. Widzi jego plecy – Piotr siedzi przy biurku w sąsiednim pokoju. Na monitorze komputera ostre porno. Piotr odwraca się. Jest tylko trochę zmieszany. Tłumaczy: Chciałem się podkręcić. Chodź do mnie… Kamila rzuca jeszcze jedno spojrzenie na ekran – kobieta na filmie ma duże, bardzo duże piersi…

Kamila:
– To był zawsze mój kompleks. Mam ponad sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu i mały biust. Piotr nigdy nie dał mi do zrozumienia, że mu się to nie podoba, ale kiedy odkryłam, że na większości filmów, które ogląda, są dziewczyny z obfitymi piersiami, poczułam się podle. Zaczęłam myśleć: te panny są ładniejsze ode mnie, kręcą go bardziej. Z czasem bolało mnie to coraz bardziej. Stawałam się smutna, złośliwa, niedowartościowania. Miałam wrażenie, że mieszkam pod jednym dachem z kilkoma innymi kobietami – obcymi mi, bliskimi mojemu mężowi. Pornografia, która na początku nie wydawała mi się czymś specjalnie złym, zaczęła nas dzielić. Dlaczego nie powiedziałam mu o prostu: skończ z tym? Dlaczego po kłótni i cichych dniach następował zawsze ten sam finał: on przeprasza, idziemy do łóżka, a po jakimś czasie on znowu wraca do internetu? Może dlatego, że wolałam kupić jego argument: „Wszyscy mężczyźni to robią, przestań wyolbrzymiać sprawę”, niż zadręczać się najgorszą możliwością: ja mu zabronię, a Piotr odwróci się i zacznie szukać zrozumienia gdzie indziej – może poza domem, może u innej kobiety? Może te „wirtualne” są mniejszym złem?

Ubiegłoroczne lato. Wieczorem Kamila pije wino na tarasie, Piotr kończy w komputerze pracę nad nowym projektem. Kamila zna dźwięk, który zamyka program obliczeniowy. Słyszy go, jest spięta. Wie, że Piotr nie od razu wyłączy komputer. Jeszcze jakieś dwadzieścia minut, potem przyjdzie do niej przymilny i podniecony. Jak ona tego nie znosi. Jak ona nie znosi siebie – zakompleksionej frustratki. Niewyrozumiałej, pruderyjnej dziwaczki. Ma problem. Co powinna zrobić? Porozmawiać z mężem. Muszą się dogadać. On znowu jej powie: Kochanie, przestań, przecież to tylko fikcja. Wiesz, że czasami lubię popatrzeć jak robią to inni, nie ma w tym nic złego. I ona uwierzy. Nie, nie czuje się upokorzona, ani zaniedbana. Piotr przecież wciąż ją kocha i ona kocha jego. Tylko, dlaczego tak źle jej ze sobą?

Kamila:
– Mam dni, kiedy czuję się kompletnie aseksualna. Zaczynam wierzyć, że jestem brzydka, gruba, nieatrakcyjna… A wcześniej tak nie było. Przyjaciółka poradziła mi: „Skoro nie umiesz przeciwstawić się otwarcie, użyj podstępu. Powal Piotra jego bronią – sama zacznij oglądać przy nim filmiki i okazuj zainteresowanie obcymi facetami, opowiadaj o nich, głośno fantazjuj. Daj mu odczuć to, co sama czujesz, kiedy on podnieca się innymi kobietami – niech mu sie zrobi głupio i niech też poczuje sie niepewnie. Bo w przeciwnym razie kompletnie stracisz poczucie swojej wartości!” Czy umiałabym posunąć się do czegoś takiego? Chyba nie. Ale wiem muszę coś zrobić. Coraz częściej zadaję sobie pytanie: czy Piotr przestał mnie szanować, czy ja przestałam być dla niego pociągająca? Czy z jego strony nie jest to jednak zdrada? Tracę pewność siebie. A przez to chyba rzeczywiście staję się mniej atrakcyjna. Jak mam sobie z tym poradzić?

Nasz specjalista – Violetta Nowacka, psycholog, psychoterapeutka, prowadzi poradnię SELF,(www.self-psychologia.pl)

VN:
– Cóż, wybierając partnerkę na życie, mężczyźni zwykle idą na kompromis sami z sobą: seksbomba z marzeń stereotypowo nie kojarzy się z wiernością, stabilnością małżeńską, więc odsuwają te marzenia na dalszy plan. Albo nie są świadomi własnych potrzeb czy upodobań, jednak z czasem „natura” upomina się o swoje. Kierowani poczuciem winy, mężczyźni ukrywają przed żonami prywatny „suplement” małżeńskiego seksu. Pornografia może spełniać rolę afrodyzjaku, w sytuacji, gdy do seksu wkrada się rutyna, choć partnerzy wciąż są dla siebie atrakcyjni fizycznie i bliscy emocjonalnie, a w ich związku nie ma tabu czy nierozwiązanych problemów. Nie byłoby w tym nic złego, jeśli Piotr umiałby się przyznać do ukrytych fantazji czy potrzeb, zamiast usprawiedliwiać się banalnym „wszyscy tak robią”. Mógłby dowartościować Kamilę słowami: „jesteś dla mnie najpiękniejsza i seksowna, kocham cię i podziwiam. Mam pomysł na urozmaicenie naszego seksu, potrzebuję wizualnej podniety od czasu do czasu. A może zechcesz towarzyszyć mi w tej zabawie? Odkrywając prawdziwe motywy swoich zainteresowań okazałby Kamili szacunek i dałby jej szansę na uporanie się z niską samooceną. Gdy upodobania pozostają jego tajemnicą, Kamila słusznie odbiera je jako dowód braku szacunku i zamach na swoją kobiecość, porównuje się do wirtualnych „konkurentek” i… czuje się gorsza. W tym kontekście można to uznać za rodzaj zdrady ze strony Piotra.

Niepokoi to, że szukanie dodatkowej podniety stało się dla niego rytuałem, koniecznością, co może oznaczać, że uzależnił się od pornografii, a kobieta z dużym biustem stała się „fetyszem”, bez którego satysfakcja seksualna z żoną jest niemożliwa. Ujawniając swoje obawy i zranione uczucia, Kamila powinna poprosić Piotra o „test”. Np. powiedzieć: „Jestem zazdrosna o te kobiety z Internetu. Stale się do nich porównuję i czuję się mniej atrakcyjna, zupełnie do niczego. Przestałam lubić swoje ciało, zwłaszcza biust. Wydaje mi się, że już cię nie podniecam i każdego dnia czuję się z tego powodu coraz bardziej przygnębiona. Ta sytuacja źle wpływa na mój stosunek do innych ludzi, a także do ciebie, często ukrywam co czuję, jestem nieufna.  Mam wrażenie, że bez oglądania internetowych uwodzicielek nie miałbyś ochoty na seks ze mną. Czy możemy spróbować bez tego? Byłabym spokojniejsza i pewniejsza siebie.

Przyczyną „rytuałów” Piotra może być też próba zrekompensowania sobie niezrealizowanych potrzeb i fantazji seksualnych, o których nie umie rozmawiać z żoną (bądź ona nie jest otwarta na jego pomysły) lub innych nierozwiązanych problemów niekoniecznie związanych z seksem (np. tajone żale, pretensje do żony). Kamila mogłaby wyjść z inicjatywą: Chciałabym szczerze porozmawiać o tym, czym jest dla ciebie ta rozrywka, co czujesz i myślisz, kiedy to robisz i czy mogłabym w jakiś sposób sama ci to dać? Taka postawa dałaby Piotrowi szansę na wyrzucenie z siebie niedomówień i stworzenie szczerych relacji partnerskich.

Jej pierwszy raz? Ewa szuka w pamięci. W ósmej klasie podstawówki koleżanka przyniosła do szkoły niemieckie „Bravo”. Półnaga dziewczyna w ramionach przystojnego blondyna, potem jego ręka na jej piersi, dalej on rozpina rozporek w jej dżinsach… – zdjęciowy „komiks”. Dla dziewczyny z komuny – coś niezwykłego. Ewa pierwsze kontakty z delikatną pornografią kojarzy z zachodnimi pismami. Potem niezapomniany panieński wieczór siostry. Ona i kilka przyjaciółek dość wstydliwie zerkają na ekran telewizora. Ewa: – Pierwsze kroki w królestwie Teresy Orlowsky – była kiedyś taka znana aktorka porno z wielkim biustem. Dla moich kolegów – bogini seksu, dla mnie – ekscytujące zjawisko. Tak tłumaczyłam sobie coraz większą ochotę na oglądanie tego typu produkcji. Kiedy pojawił się Internet – łatwy dostęp, coraz lepsza jakość filmów, estetyka, wkręcałam się na dobre. Przyznałam się sama przed sobą: to mnie podnieca. Jestem nienormalna? No przecież chyba nie. Kilka lat później zaczęłam pracę w obecnej firmie i okazało się, że moje koleżanki też oglądają pornografię. One były na etapie par kochających się w świetle księżyca na plaży, ja – dużo dalej. Byłabym niewiarygodna, gdybym ukrywała, że większość sesji przed komputerem kończyła się… Ok., powiem to: kończyła się masturbacją.

Ewa w swoim mieszkaniu. Ma dziś 36 lat, dwoje dzieci, pracę w prywatnej firmie, męża – anglistę. Dobrze zarabia, regularnie zabiera dzieci na wakacje, uprawia ogród, w weekendy zaprasza gości na specialite de la maison: gołąbki w liściach winogron. Normalna, a nawet więcej – bardzo dobra matka i żona. Dziś wieczorem jest w domu tylko z dziećmi. Adam, jej mąż, wróci późno, ma korepetycje z maturzystami, dużo pracuje. Ewa sprawdza, czy bliźniaki śpią – Kasia i Wojtuś mają swój pokój na górze, Ewa uchyla drzwi, słyszy ich równe oddechy. Gasi nocne Lamki, schodzi do salonu, robi sobie drinka.

– W takich sytuacjach już nie umiem sięgnąć po książkę, albo zasłuchać się w Mozarcie. Ciągnie mnie do komputera. Uzależnienie? Nie, bo mogę bez tego żyć. Raczej wielka ochota na wielką przyjemność. Bo dla mnie to naprawdę przyjemność – podobają mi się piękne ciała mężczyzn i kobiet, podobają mi się kochankowie uprawiający seks. Wybieram tylko filmy dobrze zrobione, bez cienia brutalności, niezdrowych perwersji. Znam dobre adresy w Internecie, wymieniam się nimi z gronem dobrze znanych osób. Nie zapisuję niczego w dostępnych wszystkim plikach, znam metody chowania filmów, zresztą rzadko je przechowuję, jeśli już – w pamięci zewnętrznej. Czyszczę rejestr odwiedzanych stron. Zamazuję ślady. Tak – Ewa zawiesza głos – Kryję się przed Adamem. Po co ma wiedzieć – mówi.

Czy on rzeczywiście nie wie? Ewa często się nad tym zastanawia. Na wszelki wypadek opracowała wytłumaczenie: powie, że potrzebuje danych do statystyk, że ogląda strony „zawodowo” – pracuje przecież w agencji badającej opinię publiczną, to będzie miało ręce i nogi. Ale jak dotąd mąż o nic nie pytał. Może tak woli. Może sam to robi? Chociaż nie, Ewa nie znalazła nigdy żadnego tropu, który wskazywałby, że Adam korzysta z Internetu w TYCH celach. Może u siebie w pracy? Ale w szkole? Nie, na pewno nie, zorientowałaby się. Ostatecznie stała się specjalistką od operacji „top secret”.

Ewa:
– No właśnie. Trochę mnie to uwiera. Mam wyrzuty sumienia, że prowadzę podwójną grę. Niby to nic takiego, ale przecież jednak oszukuję Adama. On nie wie o mnie wszystkiego, mam przed nim tajemnicę. To nie w porządku – czasami tak sobie mówię i… I nic. Nie robie przecież nic złego, a z drugiej strony – może to zabrzmi nieskromnie, ale uważam, że dzięki oglądaniu innych, sama staję się coraz lepsza w łóżku. Tylko… – Ewa dopija drinka. – Jest coś, co mnie zaniepokoiło. Zdarzyło mi się to tylko raz, niedawno. Kochałam się z Adamem i nagle… przypomniał mi się pewien mężczyzna z filmu – pięknie zbudowany, młody, młodszy od Adama… Kiedy uświadomiłam sobie, że ich porównuję – poczułam niesmak do samej siebie. Odepchnęłam tę myśl. Dzisiaj mam coraz więcej wątpliwości: Czy to, co robie, to już zdrada? A może lepiej przestać się ukrywać? Ale czy mogę liczyć na to, że mąż mnie zrozumie? Ostatecznie w tej dziedzinie też powinno obowiązywać równouprawnienie – mężczyźnie wolno oglądać pornografię, a kobiecie nie?

VN:
– Pornografia bywa świetnym afrodyzjakiem, zapobiega rutynie seksualnej, pobudza fantazję w związku, w którym partnerzy są wobec siebie otwarci, szczerzy i akceptują się bezwarunkowo (fizycznie i psychicznie). Korzystają z niej razem lub osobno, za obopólną zgodą – zwłaszcza, gdy jeden z partnerów akurat nie ma ochoty na seks lub jest niedysponowany. Ale gdy pornografia zaczyna być atrakcyjniejszą alternatywą dla partnerskiego seksu, gdy uciekamy do niej, zaniedbując potrzeby partnera, albo potrzebujemy jej za każdym razem, gdy chcemy się z nim kochać – to sygnał nadchodzących problemów. Czy to już zdrada? Jeśli Ewa zaspokaja się w tajemnicy, bez próby rozmowy o tym, co jej sprawia przyjemność – w jakimś sensie tak. Jak wytłumaczyć działania Ewy, co mogą one oznaczać? Np. to, że wybrała sobie mężczyznę, który nie zaspokaja jej potrzeb seksualnych. Może to wynikać z wpojonego przekonania, że od partnera na życie nie można wymagać wszystkiego, a seks „nie zasługuje” na miano znaczącego kryterium w tym wyborze. Ewa podświadomie nie akceptuje swojej seksualności, nie daje sobie prawa do jej zaspokojenia w partnerstwie, więc kto wie, czy w przeszłości nie angażowała się w związki z mężczyznami np. o niskim libido, małej fantazji, nieśmiałymi lub egoistami. Szczere rozmowy z Adamem i zaproszenie do eksperymentowania dadzą Ewie odpowiedź, czy jest on w stanie dać jej seksualne zadowolenie. Jeśli nie – pozostaje psychoterapia.

Wydaje mi się, że Ewa ma też problemy z komunikowaniem swoich potrzeb seksualnych. Takiej postawie sprzyja np. brak doświadczenia seksualnego, wcześniejsze niepowodzenia w rozmawianiu na ten temat z poprzednimi partnerami, czy restrykcyjne nastawienie do seksu w domu rodzinnym. Co zrobić? Wystarczy przełamać opory przed mówieniem i zaprosić partnera do dialogu i eksperymentów.

Generalnie, jeśli kobieta ukrywa przed partnerem jakieś problemy emocjonalne (bo jest nieśmiała, nieasertywna, dusi w sobie żale i pretensje), pornografia bywa buforem wewnętrznych napięć.

W takiej sytuacji można się od niej uzależnić. Jeśli w dodatku kobieta przedtem długo była sama, mogła po prostu „wyuczyć się” szybkiego rozładowania seksualnego napięcia dzięki masturbacji podczas oglądania pornografii. Z takiego uzależnienia można wyjść, rozmawiając otwarcie z partnerem i angażując go w pieszczoty czy seksualne pozycje, które dotąd były wyłącznie wizualną podnietą. Jeśli taka „domowa terapia” okaże się nieskuteczna- warto udać się do seksuologa.

Pytanie dodatkowe:

Czy opcja: każdy z nas jest inny, ma inne potrzeby i co innego go podnieca, więc pozwólmy Ewie robić „swoje” bez wyrzutów sumienia – ma rację bytu? Czy możemy akceptować w zawiązku to, że partner ma swój niezależny „obszar prywatności”, w którym realizuje własne upodobania i indywidualne pragnienia??

Obszar prywatności  jest ok. jeśli partner o nim wie i go akceptuje. Jeśli jednak uzurpujemy sobie prawo do tajemnic w tak ważnym aspekcie partnerstwa jakim jest seks, to mówimy o nieszczerości. A ona zwykle bywa frustrująca dla partnera, który ją odkrywa.

Byle z głową

Sandra. 24 lata, zielonooka szatynka, bardzo ładna. Stewardessa. Nie ma stałego partnera, zbiera pieniądze na kupno pierwszego mieszkania, jeszcze nie czuje się gotowa na trwały związek. Sandra: – Praca zabiera mi większość czasu, wciąż zmieniam miejsca, w rodzinnym Krakowie bywam raz na dwa miesiące, w wynajętym mieszkaniu w Warszawie – między rejsami. Kto by wytrzymał z taką latawicą? –śmieje się i dodaje – A żyć jakoś trzeba! I ma na myśli swoje życie seksualne. – Zobacz, jakie to proste, odkryłam ten serwis pół roku temu – włącza komputer, pewnie wbija adres – portal stworzony na wzór bardzo popularnego serwisu wyszukującego teledyski i krótkie filmy. Najpierw proste pytanie o pełnoletniość, jeden klik i banalnie łatwe wyszukiwanie. Dla Sandry zero problemu – znakomicie zna angielski, a przede wszystkim – wie, czego szuka. – Hasło: duży penis? Proszę. Widzisz, zestaw ikon z najświeższymi filmami, po prawej pasek z proponowanymi najlepszymi. Wchodzisz i …. – naciska enter. Uśmiecha się, przesuwa w prawo suwak głośności – Najbardziej lubię te realne dźwięki, jakość tych nagrań jest naprawdę świetna – mówi Sandra. Jak często korzysta z internetowej pornografii? I po co? – Często. Właściwie, gdy tylko mam dostęp do komputera – w hotelu albo w domu. Powiedzmy, co drugi dzień. Dlaczego? Bo jestem sama, bo nie mam faceta na stałe. Potrzebuję takich bodźców, bo seks mnie kręci, uwielbiam go. Czy ten w sieci zastępuje mi prawdziwy? Oczywiście, że nie! To jakaś bzdura, co mówią niektórzy: że izoluje od prawdziwego życia, jest erzacem, po którym dziewczyna nie potrafi wrócić do normalnego funkcjonowania w „realnym”  łóżku. I że to uzależnia. Jeśli tak – to nieszkodliwie, wierz mi. I powiem ci: – Gdyby nie to, czułabym się o wiele gorzej. W jakiś sposób rozładowuje to moje napięcie seksualne. I uroczo podkręca ochotę na prawdziwe szaleństwa. Wiąże się z mężczyznami na krótko. Ale wszyscy, z którymi się kocham, to sprawdzeni partnerzy, zdrowi, świetni kochankowie. Widzę, że imponuję im swoim zachowaniem, tym, co umiem, czego się nie wstydzę. I jest OK. – Sandra wzrusza ramionami. Gdyby miała znaleźć wady pornografii z Internetu?

– Kiedyś rozmawiałam z kolegą, który zaczął u nas pracę. Powiedział mi: gdyby nie to, co oglądam w Internecie, w ogóle nie wiedziałbym, jak wygląda dobry seks, ile jest możliwości. On ma dwadzieścia dwa lata i na koncie tylko dwie kobiety, obie niedoświadczone. Jedyne, co mogę zarzucić pornosom, to to, że kształtują u mężczyzn, którzy rzadko widują nagą babkę w realu – wyobrażenie, jak ona powinna wyglądać: idealnie okrągłe piersi z małymi sutkami, perfekcyjnie symetryczne, różowe, bez śladów starzenia i porodów wargi sromowe (u lasek na filmach na ogół efekt operacji plastycznej) plus: lekkie wyuzdanie, darcie się w niebogłosy z rozkoszy, totalny brak zahamowań. No i oglądanie tych 20centymetrowych.., no wiesz.. Później chłopaki mają kompleksy, zupełnie niepotrzebnie – Sandra kręci głową.

Dziś wylatuje do Skandynawii. Szuka w szafie zielonej sukienki, którą założy na kolację. W Oslo poznała pewnego mężczyznę. Kto wie – może będzie z tego coś więcej? Tym razem ma wrażenie, że to może być miłość. – Nie obojętnieję na poważne, głębokie uczucia, nie traktuję seksu tylko hedonistycznie, mam olbrzymi zapas czułości i wrażliwości dla tego jedynego, którego w końcu spotkam. Pornografia, używana rozsądnie, nie robi z ciebie Barbarelli – mechanicznej kochanki do produkcji rozkoszy dla siebie i partnera. Zgadzam się z jednym – z czasem przesunęła mi się granica tolerancji – na przykład seks analny kiedyś był dla mnie tabu. Dzisiaj – nie i przyznaję, że to dzięki temu, co widziałam na filmach. To samo niektóre niesamowite na pierwszy rzut oka „przyrządy” dla pań – teraz sama używam kilku i śmieje się, jaka byłam głupia i ile traciłam nie znając przyjemności, które dają. Trzeba korzystać z życia. Byle z głową – macha ręką, składa starannie sukienkę, dorzuca do walizki buty i kosmetyki. Aha, jeszcze to – sięga po adapter , urządzenie do przystosowania wtyczek różniących się wymiarami. – W niektórych krajach są inne wejścia do kontaktów i nie mogę podłączyć się z laptopem. A tego nie lubię – śmieje się Sandra. Zanim odpowie na ostatnie pytanie, zastanawia się długo. – Czy w ogóle i kiedy skończę z TĄ zabawą? Widzę dwie opcje: Gdy znajdę stałego partnera i on będzie najważniejszym, absolutnie jedynym, nie do porównania z nikim. Chociaż myślę, że i wtedy będę czasem zerkać w komputer, bo to dla mnie dopalacz taki sam jak dobre wino… Albo, kiedy dojdę do niebezpiecznego punktu, w którym na mężczyznę, z którym mam ochotę iść do łóżka spojrzę wyłącznie jak na obiekt seksualny. Jak na ciacho do zjedzenia, a nie do kochania. Na razie takiego zagrożenia na horyzoncie nie widzę. Raczej…

VN:
– Wszystko wskazuje na to, że Sandra jest jednak na drodze do uzależnienia się od pornografii. Typowe objawy tego uzależnienia to: częste zmiany partnerów i brak zaangażowania emocjonalnego w związki, uciekanie do pornografii zawsze, gdy chcemy sobie poprawić nastrój albo poradzić sobie z problemami, odreagować niepowodzenia nie związane z seksem oraz ciągle rosnący apetyt na coraz bardziej wyrafinowane obrazy seksualne. Uzależnienie od pornografii- tak jak każde inne uzależnienie – to choroba emocji, którą powoduje zwykle postawa rodziców wobec dziecka , np. nadużycia fizyczne, psychiczne, zaniedbania emocjonalne, ich krytyczne nastawienie lub po prostu brak rodziców. Pornografia to ucieczka od bliskości emocjonalnej, która momentami dla Sandry wydaje się zagrożeniem, jest też „pigułką” na stres.

Seks z pornografii jest ok., gdy sięgamy do niego od czasu do czasu, tak jak po inne seksualne urozmaicenia (pozycje, gadżety, zabawy), ale potrafimy się bez nich obejść w partnerskiej codzienności.
Gdy dochodzi do autentycznego uzależnienia, konieczna jest terapia. Takie uzależnienia leczy się podobnie jak alkoholizm – najskuteczniejsze są ośrodki zamknięte, gdzie przebywa się w grupie ok. 4-5 tygodni. W Polsce jest kilka dobrych ośrodków prywatnych. Takie leczenie powinna potem uzupełnić terapia dla pary.

Pytanie dodatkowe:

Czy możliwa jest wersja, że Sandra się „wyszumi” i po okresie zakręconej, zagonionej samotności, kiedy znajdzie partnera – ułoży sobie wszystko i skończy z tymi praktykami? Może niech już się do tego przyzwyczaja? Niech raz nie zabierze ze sobą „adaptera” i zamiast do Internetu niech idzie na spacer? ( Swoją drogą ciekawe, co się wtedy zdarzy – da radę się powstrzymać, czy może będzie szukała porno np. w TV?…). I jeszcze ważna sprawa: Da się zaliczyć na plus fakt, że dzięki porno z Internetu Sandra uczy się nowych zachowań, dzięki którym jest coraz lepszą kocanką?

Możliwe,  że Sandra się „wyszumi” i po okresie zakręconej, zagonionej samotności, kiedy znajdzie partnera – ułoży sobie wszystko i skończy z tymi praktykami. Najlepszym sposobem jest próba upewnienia się, że może obejść się bez pornografii, np.  niech raz nie zabierze ze sobą „adaptera” i zamiast do Internetu niech idzie na spacer. Jeśli będzie szukała porno np. w TV to sygnał- że jednak jest uzależniona.

Dzięki porno z Internetu Sandra uczy się nowych zachowań, dzięki którym jest coraz lepszą kochanką- i to jest plus. Jeśli oglądane obrazy pozwalają na łamanie ograniczających zahamowań, czy obniżają poziom lęku przed eksperymentami w realu (skoro inni to robią, to ja też mogę spróbować)- można mówić o edukacyjnej i dowartościowującej funkcji pornografii.

Ja, on i tamci…

– Pamiętam jego zdziwienie, kiedy rozwiązał kokardę i odpakował papier. Na początku pewnie myślał, że to książka – Anka uśmiecha się na wspomnienie ubiegłorocznych Walentynek. Ona i Tomek kończą medycynę, studiują na tym samym roku. Parą są dwa lata. Anka: – Odkryłam kolekcję Tomka szukając na pawlaczu torby przed wyjazdem w góry, wtedy mieszkaliśmy już razem, u niego, ma małe mieszkanie po babci. Może ze trzydzieści filmów – erotycznych i porno. Nie byłam oburzona. Najbardziej interesowało mnie to, co Tome odpowie, kiedy zapytam, czy to jego. Karolina, moja przyjaciółka miała podobną historię – jej facet wyparł się wszystkiego i twierdził, że płytki z filmami są brata. Tomek? Najpierw spojrzał na mnie poważnie, potem powiedział: OK., nie ma co grać, czasem to oglądam, lepiej, żebyś wiedziała. To taki nieszkodliwy nałóg. Schowałem, bo nie wiedziałem, jak zareagujesz… – opowiada Anka. Jak zareagowała? – Nie od razu się z tym pogodziłam. Chyba każdej kobiecie jest przykro, kiedy uświadomi sobie, że jej partner ogląda i podnieca się innymi. Bo niby po co są te filmy? Przecież nie do nauki anatomii. Tomek czerpał z tego przyjemność, więc mogłam to uznać za rodzaj zdrady. Ale… – zawiesza głos, mruży oczy.

– Musiałam być ze sobą szczera. Sam nie jestem święta. Parę razy oglądałam erotyczne filmy na kasetach i w telewizji, Podobało mi się. Nie szukałam ich w Internecie, ale przyznaję, że parę razy mnie kusiło. Musiałam zrozumieć Tomka. Walczyłam ze sobą kilka miesięcy – obserwowałam go, podglądałam, co robi siedząc w Internecie, zaglądałam na pawlacz sprawdzać, czy filmy stoją w takim samym ustawieniu. Wydawało mi się, że nie. Że Tomek pod moją nieobecność urządza sobie sesje – może gdy jestem na uczelni, albo z Karoliną w kinie. Więc co? Pomyślałam, że skoro nasz związek wygląda coraz poważniej, trzeba by o tym porozmawiać…

Karnawał rok temu. Impreza u przyjaciół. Tomek przywołuje Ankę gestem głowy w drugi kąt pokoju. Wzrokiem wskazuje półkę z płytkami DVD. W drugim rzędzie, za serią z Bondem, filmami Almodovara i klasyką westernów – dyskretnie schowana bateria miękkiego porno. Gospodarze są małżeństwem. Czy to znaczy, że oglądają to razem? Anka: – Od tego zaczęła się nasza dyskusja, już w domu. Powiedziałam Tomkowi o moich wątpliwościach – że czuję się głupio wiedząc, że przygląda się innym kobietom, pewnie lepszym i mniej pruderyjnym niż ja. A on mi wytłumaczył: mężczyzna jest wzrokowcem, a poza tym on – Tomek z pełna świadomością rozgranicza sferę seksualną od duchowej. Trzy razy powtórzył, że ja jestem dla niego najważniejsza, jedyna i kompletnie nie ma znaczenia, że jestem tęższą szatynką z krótkimi włosami i rozmiarem biustonosza osiemdziesiąt B. Oglądanie porno nie zubaża uczuć Tomka do mnie… I co miałam zrobić? Mogłam w to uwierzyć, albo nie. Mogłam skłamać, albo zbyć wzruszeniem ramion pytanie, które z kolei zadała mi on. To właściwie nie było pytanie, tylko stwierdzenie. Spojrzał mi w oczy i zamuczał z uśmiechem: No powiedz, że ty sama czasem tego nie lubisz… Czy wiedział o mnie coś, o czym przecież nigdy mu nie mówiłam? Roześmiałam się wtedy i kiwnęłam głową: dobra, już dobra, nie róbmy z tego afery. To, że sama kupiłam mu na Walentynki film z lekkim porno, było dla mnie pokonaniem własnej niepewności. Przyznałam się przed nim i przed sobą, że nie ma nic przeciwko. Tamten film obejrzeliśmy razem. A potem następne… Od roku kochamy się co jakiś czas przy komputerze z włączonym „pornosem”. Nie ukrywam, jestem wtedy o wiele bardziej nakręcona. Uważam, żeby z tym nie przesadzać, ale właściwie widzę więcej plusów, niż minusów.

Czasem to, czego wstydzimy się powiedzieć, widać na ekranie – nowe techniki, pozycje, gadżety… To jakiś sposób żeby dać sobie znać: to mi się podoba, a tego nie zaakceptuję nigdy. Jest tylko jedno ale… – Anka zastanawia się dłużej. – Mam mieszane uczucia w chwili, kiedy Tomek gapi się na kobietę na monitorze i czuję, jak bardzo się podnieca. Jestem zazdrosna? Chyba tak. Ale tylko troszkę. A seks potem jest naprawdę…odlotowy! Zastanawiam się czasem, czy pornografia z Internetu na pewno nie zagraża naszemu związkowi, ale nie widzę żadnych słabych stron naszych zabaw.

VN:
– Zachowanie Anki i Tomka to świetny przykład dobrego korzystania z pornografii: jest inspiracją dla seksualnych fantazji dobrze dobranej pary. To zapobiega rutynie i utrzymuje podwyższoną temperaturę pożądania. Tutaj mała dawka zazdrości nie jest zagrożeniem, działa raczej jak dodatkowy afrodyzjak.

Badania wykazują, że 95 proc. kobiet, które potrafią same się zaspokoić, częściej osiąga spełnienie z partnerem, jest bardziej świadoma własnego ciała i potrafi domagać się zaspokojenia od partnera. Inne plusy pornografii solo i we dwoje? Po pierwsze akceptacja własnego ciała i odczuwanie w związku z tym większej przyjemności z seksu. Następnie: pary, które potrafią zaspokajać potrzeby seksualne, także we „własnym zakresie” potrafią uporać się z kryzysami np. spowodowanymi czasową różnicą w natężeniu potrzeb seksualnych u jednego z partnerów. Cóż powiedzieć – kochajcie i bawcie się dobrze.

Cyber-umilacz

„23 letni student psychologii. Atrakcyjny, dobrze zbudowany, androgeniczne rysy. Najpierw romans mailowy, później gadu, a być może także kamerka. Zapraszam.”- Karolina dobrze pamięta to ogłoszenie na jednym z portali randkowych. – To było dwa lata temu. Pisałam prace licencjacką z socjologii, między innymi na temat biur matrymonialnych. Początkowo byłam zdziwiona, że te internetowe to przede wszystkim kojarzenie par do seksu a nie małżeństwa. Potem naiwność mi przeszła, ale wtedy zaintrygował mnie ten student psychologii. Nie używałam jeszcze określenia „cyberseks” i nie po to się do nie go odezwałam, żeby TO z nim robić. Po co? Powiedzmy, z naukowej ciekawości – śmieje się Karolina. Jest ładna, wysoka, w obcisłym golfie, dżinsach i butach na obcasie. Bardzo sexy. Dziwne, że nie ma chłopaka. – Ani chłopaka, ani czasu. Po dyplomie mam za to masę roboty. Pracę etatową, a poza tym zakładam z dwoma koleżankami świetlicę terapeutyczną dla dzieci z patologicznych rodzin. Jestem strasznie zalatana – opowiada. Tamtego studenta nigdy nie widziała na oczy. Ale wiele razy rozmawiali przez komunikator. I… nie tylko rozmawiali. – Mówmy o nim Alex, ludzie w sieci rzadko podają prawdziwe imiona. Ja byłam dla niego Kiarą. Dla kilku innych też… – Karolina zawiesza głos. Cyberseks i ona? – kiedyś powiedziałabym: w życiu! Ale spróbowałam. Dlaczego? – zastanawia się. – Bo Alex był fascynującym, inteligentnym facetem. Umiał mnie wciągnąć, zainteresować, podniecić myślą o tym, że pokaże mi, jak robi się coś zupełnie nowego. To były tylko kontakty przez telefon i gadu gadu, nigdy nie doszło do „spotkania” przed kamerami, czyli ceyberseksu w najpoważniejszym wydaniu, kiedy on i na widza się nawzajem. Co się działo? „Kiara” uśmiecha się, trudno to wytłumaczyć: – Rozmawia się. Można od razu o „tym”, można prowadzić rodzaj gry wstępnej: co masz na sobie, czym pachniesz, jakiego drinka pijesz, jak jesteś uczesana, czy możesz rozpuścić dla mnie włosy, opowiedzieć mi, jaką masz bieliznę… Gdybym za pierwszym razem trafiła na jakiegoś prymitywnego napaleńca, pewnie nie zrobiłabym ani kroku do przodu. Alex był delikatny i naprawdę miał klasę. No, i co dalej? Dalej… dwoje ludzi opowiada sobie o tym, co by mogło być, gdyby byli razem w realu, co by sobie nawzajem robili. I co robią sami sobie właśnie teraz. Czyli masturbacja. No tak, przecież to o to chodzi, o rozładowanie napięcia seksualnego i o… przyjemność. Dziwne? Inne. Dlatego dziwne – Karolina mruży oczy.

Po paru „randkach” z Alexem poznała jeszcze Marco i Samotnego – też byli na poziomie, podobało jej się. Próbuje zliczyć, ile razy doszło do sesji przed komputerem. Około dwudziestu. – Gdy Alex zaproponował, żebyśmy zaczęli używać kamerek internetowych, zbastowałam. Nie wiem, czy już się z nim nie „spotkam”, na razie zawiesiłam „znajomość” – Karolina mówiąc te słowa robi w powietrzu palcami znak cudzysłowu.

Wie, że cyberseks to tylko namiastka przeżyć i więzi, które tak naprawdę powinny dziać się w normalnej rzeczywistości. – Ale nie przesadzam z tym, nie wplątuję się w internetowe długotrwałe romanse. Nie uzależniam się od tej formy seksu, więcej – mam normalne życie erotyczne w realu. Cyberseks bywa fajny, jeśli się założy, że tylko uzupełnia faktyczne, zdrowe emocje. Jedna z moich koleżanek twierdzi, że spotkanie ze znajomym przed kamerką świetnie rozkręca ją przed normalną randką z facetem z krwi i kości. I że znajomi z Internetu są chętniejsi do „robienia” z nią tego, czego ona wstydzi się zaproponować swojemu chłopakowi. Wierzę jej. I widzę, że wciąż jest normalna, jakoś się od tego nie skrzywiła. Dla mnie seks przez Internet jest… umilaczem, a poza tym lubię go za higienę i bezproblemowość. Skończyliśmy, wyłączam komputer, nie muszę umawiać się z tym chłopakiem na kawkę i przegląd prasy ani wysyłać mu życzeń na Wielkanoc. Jeżeli obojgu nam z tym dobrze – gdzie tu problem?

Pytanie: Czy cyberseks nie uzależnia, czy są takie jego formy, które faktycznie można zaakceptować i uznać za nieszkodliwą higieniczną przyjemność, a może dopełnienie „normalnego życia seksualnego”?

Dlaczego kombinacja komputera z seksem podnieca? Rosnącą fascynację podsyca fakt, że w wirtualnym świecie każdy może poczuć się atrakcyjny. Ludzie niepewni swego seksapilu podbudowują w ten sposób swoje ego. Czujemy się lepsi, bo nagle tyle możliwości staje przed nami otworem.

W Internecie łatwiej porusza się tematy intymne. Często do wzajemnych rozmów przyciąga możliwość flirtu i zabawy, poza tym rozmowa o seksie porusza wyobraźnię i może stać się grą wstępną do kontaktów intymnych w rzeczywistości, ze swoim stałym partnerem. Ludzie odkrywają w ten sposób nieznane strony swojej seksualności, nowe upodobania, pokonują blokady. Problem zaczyna się wtedy, jeśli zaczynamy przedkładać kontakty wirtualne nad te realne- jest to ucieczka od rzeczywistości. Od seksu w Internecie łatwo się uzależnić. Podatne na uzależnienie są osoby, których partnerskie relacje w związkach poważnie szwankują, słowem: kiedy związek nie jest szczytem marzeń. Powrót do masturbacji (czyli faktycznie degradacja) to ewidentny dowód, że z aktualnym partnerem brakuje erotycznego porozumienia, w pewnym sensie blokuje.

Triumf cyberseksu może to zapoczątkować zmiany w relacjach międzyludzkich. Seks od wieków spełniał wiele ról społecznych: uczył czułości i empatii, stanowił podstawę małżeństwa. Mechaniczny seks uprawiany solo może stać się domeną nowego pokolenia zubożonego o więzi emocjonalne- konsumpcyjnego homo sapiens. Doskonalenie technik wirtualnego seksu może doprowadzić do przemian w tradycyjnych związkach. Dlaczego? Ulegamy złudzeniu, że wirtualny partner jest doskonały, a przyzwyczajeni do doskonałości, nie zaakceptujemy wad realnych partnerów i kierowani iluzorycznym wyobrażeniem o partnerze doskonałym- będziemy narażeni w życiu na bezustanne rozczarowania. Uprawianie seksu w sieci może prowadzić do zubożenia znanych od wieków mechanizmów uwodzenia, rytuałów społecznych. Idziemy na skróty, bo nie musimy się starać. Z drugiej strony- po co katastrofizować? Spójrzmy na problem bardziej optymistycznie: skoro telefon, jak się tego obawiano, nie wyplenił romantycznych zachowań, dlaczego ta rola ma przypaść komputerowi, zwłaszcza używanemu z głową? W wielu dziedzinach postępujące technologie wychodzą naprzeciw potrzebom ludzi. A potrzeba bycia we dwoje jest po prostu jedną z nich…

Z amerykańskich badań pod kierownictwem seksuologa Al Coopera wynika, że 8% użytkowników Internetu jest uzależniona od seksu, a 150 mln osób na co dzień korzysta z gadżetów i podniet zamiast realnego partnera. W Japonii już dziś więcej dorosłych ludzi ma kontakty seksualne za pomocą komputera, niż z realnymi partnerami. Namiastkę seksu serwują sobie przede wszystkim ludzie, którzy są nastawieni na robienie kariery. Nie chcą „konsumować” internetowych flirtów, po prostu sami się zaspokajają. Tak jest szybciej, łatwiej i bez konsekwencji. Statystyki są zatrważające: Z „Raportu seksualności Polaków- Pfizer” wynika, że w ciągu ostatnich lat o 10% spadła liczba 20-30 letnich Polaków uprawiających seks z partnerem , a już 26% ludzi w wieku 25-35 lat zaspokaja się „we własnym zakresie”- w tym poprzez Internet.” Zgodnie z wynikami badań TNS OBOP „Seks a Internet”, ponad połowa internautów (53%) rozmawia ze swoimi internetowymi znajomymi na tematy związane z seksem – robi to 41% kobiet i 63% mężczyzn. 57% w sieci szuka erotycznych zdjęć, filmów i komiksów, 39% badanych przyznało, że oglądało w Internecie materiały o charakterze pornograficznym.

Seks wirtualny staje się sporym zagrożeniem dla seksu realnego. Seksuolodzy ostrzegają: im częściej szukamy rozładowania wyłącznie za pośrednictwem Internetu, tym większe mamy trudności z nawiązaniem satysfakcjonujących kontaktów erotycznych w rzeczywistym świecie. Pornografia, czy wirtualne pikantne pogawędki to jeszcze nic w porównaniu do tego, co w najbliższej przyszłości szkują dla napalonych internautów naukowcy. Wymyślają coraz bardziej doskonałe urządzenia do przeżywania orgazmu w wirtualnym świecie (orgazmotrony- chipy wszczepiane pod skórę). W laboratoriach uniwersytetów w Karolinie Północnej i Pensylwanii oraz w firmie Afdvanced Network&Services trwają testy i badania nad wykorzystaniem zjawiska teleimersji do doskonalenia seksu wirtualnego (połaczenie videokonferencji i rzeczywistości wirtualnej). Dwie osoby oddalone od siebie mogą przeżyć miłosne uniesienie w sposób zbliżony do naturalnego! Można zmienić swój wygląd (a także wygląd partnerki), a potem zrobić z nim, co tylko dusza zapragnie. Seks z Pamelą Anderson? Proszę bardzo. Wystarczy komputerowo skorygować parę szczegółów w wyglądzie twojej partnerki. Kombinezon z niezliczonymi czujnikami umieszczonymi w erogennych miejscach przekazuje podniety między kochankami. Czujniki zaczynają pracę na życzenie, po kliknięciu myszką…

Na razie taki kombinezon kosztuje w fazie testów jedyne 20 tys. dolarów, ale ponoć w masowej produkcji będzie znacznie tańszy. Technika idzie jeszcze dalej- wkrótce będziemy mogli poczuć także zapach wirtualnej partnerki. Staniemy się samcami samowystarczalnymi. Czy wobec takiej doskonałości, partnerzy z krwi i kości przestaną nas podniecać?

Konsultacje

Zespół psychologów i terapeutów dla dzieci, młodzieży i dorosłych zaprasza na konsultacje. Nasi psychologowie prowadzą zarówno terapię indywidualną, jak i terapię dla par oraz rodzin. Pomoc psychologiczna to nasza pasja, a nasz zespół terapeutów został stworzony po to, by pomagać ludziom na jak najszerszą skalę. Jeżeli poszukujesz dobrych specjalistów, którzy w fachowy sposób udzielą Ci wsparcia, skontaktuj się z naszym gabinetem psychologicznym w Poznaniu. Formę terapii oraz metody pracy dostosowujemy indywidualnie do potrzeb i zasobów klienta. Przyjazna psychologia to nasza wizytówka. Pomagamy także on-line.

Pomagamy także ON-LINE

Nie musisz wychodzić z domu, aby rozwiązać swoje problemy. Kontakt ON-LINE to bardzo praktyczna forma spotkań, zwłaszcza, jeśli nie mieszkasz w Poznaniu. Zapraszamy na terapię on-line lub spotkania telefoniczne.

Spotify logo
Facebook
Contact
SELF Przyjazne Terapie